Dzisiaj napiszę o JOMO – czym jest?
Nie nie pomyliłam się, tam na początku jest „J”, choć może w pierwszym momencie pomyśleć można, że powinnam pisać o FOMO, które jest wymieniane jako jedno z zagrożeń cyfrowych, jednak mam nadzieję, że trafiając tutaj już wiesz czym jest FOMO, ale może jednak przypomnę:
FOMO to zjawisko, które dotyka użytkowników internetu a w szczególności mediów społecznościowych – to lęk przed tym, że przegapią coś istotnego, poczucie pominięcia
Fear of Missing Out → lęk przed pominięciem (syndrom pojawiający się u użytkowników mediów społecznościowych, lękających się, że przegapią coś istotnego i ominie ich to bezpowrotnie)
O FOMO słyszę od dość dawna jako o zagrożeniu, jakie czyha na nas dorosłych i które odczuwają współcześni młodzi. To tego się boję, jako mama. Tego, że jak wpuszczę dzieci w social media to ulegną one tym wszystkim neuromarketingowym sztuczkom lub trafią na niebezpiecznych dorosłych i stracę je w sieci na zawsze…
Ale jest JOMO!
JOMO to stosunkowo nowe zjawisko, które powstało jako opozycja do FOMO, gdzie w tym skrótowcu – zamiast STRACHU pojawia się RADOŚĆ.
JOMO czyli Joy Of Missing Out
Radość czyli: radość, uciecha, wesołość, zachwyt, uradowanie, przyjemność…
Fear of Missing Out > Joy of Missing Out, czyli zamiana strachu, obawy na radość.
Brzmi nieźle, prawda?
Chodzi o to, by znaleźć radość, beztroskę w tym że coś nas omija.
Podoba mi się to podejście.
Nie muszę wszystkiego wiedzieć.
Nie muszę wszędzie być – np na wszystkich portalach – nie muszę mieć konta na Fb, IG, LinkedInie i tiktoku i pewnie jeszcze nie znam tych, na których mogłabym mieć 😉
To ja decyduję jakie treści konsumuję.
Jeśli w sieci zdarzy się coś ważnego – na pewno to do mnie dotrze.
Jeśli coś mnie ominie – w to miejsce pojawi się setki kolejnych – faktów, aferek…
Nieważne jest to, co inni chcą żebym wiedziała, ważne jest to, co JA chcę wiedzieć.
To takie skierowanie uwagi z innych na mnie i moje potrzeby. Skupienie na tym, co mam, a nie na tym co mają inni.
Już teraz czuję, że próbuję tak funkcjonować – często jest tak, że mimo że nie śledzę wiadomości i mojej ściany na Fb to i tak kluczowe informacje do mnie docierają – albo dzieli się nimi ze mną mąż w trakcie kawki albo w trakcie rozmów z prawdziwymi ludźmi! Szok, prawdziwymi?
Ostatni (przez lockdown) brak czasu sprawił też, że mocno wybieram to, na co stracę czas w sieci i staram się dobrze decydować.
Powyłączałam powiadomienia, przeczyściłam źródła informacji… czuję że się uwalniam (choć rozwijająca się miłość do Instagrama sprawia, że tam jest mnie coraz więcej . Na szczęście to co tam znajduje – wspiera mnie i uczy).
Nasza uwaga przesuwa się dzięki JOMO na to co MY chcemy, co MY czujemy…
To już nie jest tak, że my mamy reagować na każde powiadomienie, każdy pomruk czy wibrację naszego telefonu – najlepiej teraz, NATYCHMIAST.
Teraz, po wyłączeniu powiadomień to MY — świadomie sięgamy po to, co chcemy, wtedy kiedy nam to pasuje.
Ty też… sięgaj świadomie… to się tak pięknie wpisuje w uważność na co dzień, która staje się tak ważna. Poczuj, co czujesz, czego pragniesz, co Ci szkodzi, a co Cię rozwinie. Co jest Twoją wartością czy priorytetem i dopiero wtedy sięgaj po content.
Poczuj spokój, uwolnienie, swobodę, beztroskę, radość.
Poczuj JOMO!
Od kiedy o tym usłyszałam, staram się wdrażać drobne zmiany, żeby uwolnić się od tyranii mediów społecznościowych i przejąć kontrolę. Bardzo chciałabym tego nauczyć moje dzieci, bo widzę w tym szansę uwolnienia się od mediów społecznościowych i ich uzależniającego działania. Tak jak w wielu moich działaniach — zaczynam od siebie.
To jak?
Wchodzisz w to ze mną?
Co zrobisz żeby być bardziej JOMO?